Grubszy starszy pan - Parafia św. Mikołaja w Bydgoszczy-Fordonie

ZEGAR

Parafia św. Mikołaja w Bydgoszczy-Fordonie
Parafia św. Mikołaja w Bydgoszczy-Fordonie
Parafia św. Mikołaja w Bydgoszczy
Przejdź do treści

Grubszy starszy pan

Parafia > Patron parafii
Grubszy, starszy pan

Od kilkunastu lat w naszym kraju, przy okazji świąt Narodzenia Pańskiego, pojawia się postać starszego, grubszego pana w czerwonej pidżamie, z długą białą brodą i czapką zakończoną pomponem. Mieszka on na biegunie północnym wraz z gromadą elfów, które produkują mu zabawki. Chodzi, wołając "ho ho ho" i lata saniami, które ciągnie 12 reniferów. Jeden z nich ma czerwony, świecący się nos i nazywa się Rudolf. Od dziecka jednak mam obraz św. Mikołaja jako biskupa. Broniąc tradycyjnego obrazu Świętego Mikołaja, chciałbym przytoczyć parę argumentów racjonalnych oraz historię powstania "Santa Claus".

Washington Irwing w 1809 r. napisał satyryczny tekst, prześmiewczo traktujący znaczącą rolę Holendrów w Nowym Jorku. W opowieści tej nie zabrakło również św. Mikołaja (postać rozmiaru krasnoluda, w krótkich flamandzkich spodniach, w kapeluszu z szerokim rondem i z długą fajką). Jako że Irwing w młodości lubił wychodzić przez okno sypialni na dach sąsiadów i robić im żarty, wrzucając kamień do komina, nic zatem dziwnego, że w jego wersji św. Mikołaj miał lądować na dachach i wchodzić przez komin. William Gilley w swoim wierszu z 1821 r. dodał też owemu świętemu renifery. Rok później wydany anonimowo poemat A Visit From Saint Nicholas utrwalił w społecznej świadomości wymyśloną przez Irwinga wersję z kominem oraz rozwinął Gilleyowską koncepcję zastosowania reniferów jako napędu do sań.

Jednak nawet w XIX w. książki czy wiersze nie wystarczyłyby do dokonania trwałej, ogólnoświatowej zmiany św. Mikołaja w Santa Claus. Wtedy właśnie w sprawę wmieszała się... prasa. Do gry wkroczył "Harper's Weekly" wraz ze swoim rysownikiem, tym razem już niemieckiego pochodzenia, Thomasem Nastem. Postać zilustrowana przez Nasta jest już wyraźnie nazywana Santa Claus. Nadal stanowi rodzaj starego, grubiutkiego krasnala z fajką, dostającego się do domów przez komin. Warto zwrócić uwagę na gałązkę ostrokrzewu przy czapeczce, co zostało przejęte z tradycji brytyjskiej. W wydanej w 1869 r. książeczce Santa Claus and his works z poematem George'a P. Webstera i z ilustracjami Thomasa Nasta, Santa (ubrany już generalnie na czerwono, choć na części obrazków widać zielone cętki i białe elementy) wykonuje zabawki dla dzieci, mieszkając na biegunie północnym. Akurat te trzy elementy znakomicie się przyjęły, przynajmniej w późniejszych baśniach dla najmłodszych.

Obecny wzrost Santa Claus jest efektem czystego pragmatyzmu sprzedawców i ich ograniczonego budżetu na marketing. Oczywiście gruby krasnoludek powiększony do ludzkich rozmiarów, chcąc nie chcąc, zaczyna wyglądać jak przerośnięty krasnal, ale - jak widać - do dziś nikomu ten fakt nie przeszkadza. Niektórzy nazywają go nawet św. Mikołajem. Od tego czasu nastąpiło pomieszanie pojęć, kiedy to widząc Santa Claus, mówimy "święty Mikołaj". Ale jeśli już o nas mowa - jakim cudem ta nowa, zupełnie niepotrzebna nam postać nie tylko dotarła do Polski, ale wręcz wyparła z dziecięcej świadomości starego, dobrego świętego Mikołaja? Tu zaczyna się rola coca-coli, bo to ona rozpowszechniła nową postać na całym świecie, doprowadzając do zunifikowania naszych świątecznych wyobrażeń. Do czego był im potrzebny święty Mikołaj? Trzeba było nowy produkt... zarekomendować. Do tego właśnie posłużył nasz bohater - św. Mikołaj. A raczej jego nowa, zmieniona wersja - Santa Claus. To akurat oczywiste, w końcu postać świętego ascety, który rozdał majątek biednym, nie do końca nadawała się do... napędzania sprzedaży napojów chłodzących zimą. Baśniowy Santa Claus wręcz przeciwnie - z tego samego powodu niemal od początku wykorzystywali go również sklepikarze.
Biskup z Miry był autentyczną postacią, osadzoną w konkretnych historycznych realiach – przypomina ks. kan. Jerzy Horzela, kustosz największego polskiego sanktuarium św. Mikołaja w Pierśćcu na Śląsku Cieszyńskim. Do świątyni przybywają dziś kolejne grupy pielgrzymkowe, pragnące modlić się za wstawiennictwem patrona chorych i ubogich.

Zdaniem ks. Horzeli, trzeba ciągle przypominać, że św. Mikołaj był człowiekiem z krwi i kości, żyjącym na przełomie III i IV wieku na terenie dzisiejszej Turcji.
„Oczywiście wokół tej postaci z czasem narosły jakieś legendy. Jednak ostatnio robi się niej produkt marketingowy, który nie ma nic wspólnego ze św. Mikołajem. Ten błazen przyjeżdżający na saniach z Laponii to nie św. Mikołaj. To swoista desakralizacja świętości” – zauważa kapłan.
„Odarcie św. Mikołaja z wymiaru sakralnego jest efektem sprytu szatana, który kryje się pod szyldem Santa Claus w czerwonym kubraku” – mówi o. Atanazy Dębowski, ojciec duchowny w monasterze świętych Cyryla i Metodego w Ujkowicach koło Przemyśla, autor książki „Mikołaj – święty nieznany”.
Uciekaj, ty przebierańcu!

Święty Mikołaj to postać prawdziwa, święty Kościołów chrześcijańskich, a nie Santa Claus ani Dziadek Mróz, jak się go ostatnio przedstawia” – przypomina prawosławny mnich. Podkreśla, że jest on uznawany za świętego zarówno w Kościołach wschodnich, jak i w Kościele rzymskokatolickim. Uważa, że obecna komercja zakłamuje prawdziwy obraz świętego biskupa z Miry. „Zręczna podmiana św. Mikołaja na skandynawskiego bożka szczęścia lub sowieckiego Dziadka Mroza przechodzi bezboleśnie przez chrześcijańskie Kościoły, które wchłaniają ją i – biernie się jej poddając – tracą na swej tożsamości” – pisze w swojej książce o. Atanazy. Jego zdaniem, odarcie św. Mikołaja z wymiaru sakralnego jest efektem sprytu szatana, który kryje się pod szyldem Santa Claus w czerwonym kubraku i zamiast promować dzieła miłosierdzia, zachęca do zakupów, czym wypełnia cały przedświąteczny czas. O. Atanazy apeluje, że należy przypominać wiernym życiorys św. Mikołaja i powody, dla których stał się on symbolem dobroczynności, a dzisiaj w jego wspomnienie rozdawane są prezenty.

W ikonografii przedstawiany jest w stroju biskupim, prawą ręką czyni znak błogosławieństwa, a w lewej trzyma Ewangeliarz. Na ramionach założony ma omoforion, czyli szeroki pas z krzyżem.
(e-KAI)
Żeby jednak powiązać w ludzkich umysłach tak odległe elementy jak, z jednej strony, zima ze świętami Bożego Narodzenia oraz, z drugiej, coca-colę, należało w zasadzie przejąć wyobrażenia o Santa Claus. Ten Santa, czegokolwiek by nie trzymał w ręku, stał się dla wielu ludzi synonimem świątecznej atmosfery. Jednocześnie warto podkreślić, że w dzisiejszych czasach nawet "coca-cola Santa" jest wyobrażeniem dosyć staroświeckim. W czasie kultu młodości i zgrabnej sylwetki widok grubego, radosnego staruszka stanowi i tak pozytywne urozmaicenie. Co nie zmienia faktu, że Santa nie jest i nigdy nie będzie prawdziwym Świętym Mikołajem.
ks. Marek Borowski
Parafia św. Mikołaja w Bydgoszczy
Strona w sieci od 1 lipca 1999 r.
Wróć do spisu treści