Rani z Betlejem:
chrześcijanie z Palestyny potrzebują pomocy
„Moje przesłanie jest takie, że chrześcijanie z Palestyny potrzebują pomocy” – powiedział Rani, który przyjechał do Bydgoszczy z Betlejem.
W niedzielę, 22 grudnia, spotkał się z mieszkańcami parafii św. Mikołaja, dając osobiste świadectwo, a zarazem prosząc o wsparcie.
Rani przywiózł ze sobą szopki bożonarodzeniowe, wykonane z drzewa oliwnego i inne dewocjonalia. – Szopki, z jakimi przyjechałem, robi moja rodzina, dokładnie wykonują je wujkowie. Ja sprzedaję je, zarabiając w ten sposób środki na życie – opowiada.
Proboszcz parafii św. Mikołaja w Starym Fordonie bez wahania przyjął Raniego. – Myślę, że przy okazji świąt, ale nie tylko, stajemy się coraz lepsi. Z mojego doświadczania widzę, że każde takie akcje, które są pomocą dla kogokolwiek, tym razem dla Palestyny, chwytają za serce. W tym czasie to wszystko po to, by jak najgodniej przeżywać Boże Narodzenie – dodał ks. kanonik Karol Glesmer.
Jedna z szopek trafiła do rąk biskupa Krzysztof Włodarczyka, który, 21 grudnia, spotkał się z Palestyńczykiem. – Najważniejsze jest to, że Jezus wciąż przychodzi. Natomiast czasami może się rodzić w sytuacjach drastycznych, takich jak wojna. I pojawiają się pytania: dlaczego, gdzie On jest? Bóg stworzył świat, człowieka i sobie poszedł, się nie interesuje. Jednak On jest we wszystkim blisko, w tym, co człowiek przeżywa. Jest w tej rzeczywistości, często dla nas niewytłumaczalnej – powiedział.
Według ordynariusza tak też jest w Palestynie – miejscu, gdzie sytuacja jest dramatyczna. – Gdzie te szopki, dewocjonalia są źródłem utrzymania, w miejscu, gdzie Jezus przyszedł na świat. Przyjmujemy to, że Bóg wie, dlaczego tak jest i daje też pokój w sercu i nadzieję tym, którzy tam mieszkają. Pozostajemy w tajemnicy miłości Boga, która ostatecznie zwycięża – mówi bp Krzysztof Włodarczyk. – Chcemy w naszym kraju pokoju. Będąc u was w Polsce, życzyłbym mieszkańcom właśnie pokoju, a nam zakończenia wojny – dodał Rani z Betlejem.
Mimo, iż to właśnie w Betlejem narodził się Jezus Chrystus, to dziś w tym miejscu nie znajdzie się wielu chrześcijan (ok. 1%). Miasto zostało przejęte w większości przez muzułmanów, a chrześcijanie wynieśli się do przylegających do Betlejem miast Beit Sahur i Beit Jala.
Od powstania obozów uchodźców Betlejem, za sprawą przesiedleń podczas wojen o niepodległość w 1948 roku i sześciodniowej w 1967 roku, sytuacja chrześcijan wciąż się pogarsza. Muzułmanie oraz władze miejskie przejmują miejsca pracy, tradycje i święta.
Dzisiejsza sytuacja jest jeszcze gorsza ze względu na trwającą już prawie rok wojnę Izraela z Hamasem i Hezbollahem. Miasto przez kilka miesięcy było zamknięte przez wojsko izraelskie, a wszelkie pozwolenia na pracę w Izraelu zostały cofnięte i do dziś nie wznowione. I mimo, że dziś w Izraelu jest już bezpiecznie, a wszelkie działania wojenne przeniosły się do wnętrza Gazy oraz na granicę z Libanem, to nadal nie ma turystów. Hotele w Betlejem pozostają zamknięte, sklepy z dewocjonaliami również, a każda z tych sytuacji utrzymywała przynajmniej kilka chrześcijańskich rodzin, które dziś stoją przed dylematem, czy zostać i czekać na lepsze jutro, czy też emigrować na stałe do innego kraju. Już 40 rodzin opuściło Betlejem, przez co i tak mały procent chrześcijan w tym miejscu jeszcze bardziej się pomniejszył.