17 września 2023 r.
„…o spokój duszy śp. Zmarłych więźniarek
politycznych okresu stalinowskiego
i o Bożą opiekę dla żyjących z celi
„Małolatek”.
W takiej intencji modliliśmy się w naszym kościele pw. św. Mikołaja w bydgoskim Fordonie,
usytuowanym przy Rynku, naprzeciw Zakładu Karnego.
Ten fakt jest niezwykle ważny we wspomnieniach byłych więźniarek politycznych, młodych dziewcząt z lat pięćdziesiątych, które tutaj trafiły z długimi wyrokami na przykład za to, że nosiły harcerskie mundurki nieakceptowane przez władze czasu stalinowskiego.
10 czerwca 2023 roku odwiedziły Fordon trzy Panie, które odsiadywały wyroki w celi „Małolatek”, przyznam - powiedział proboszcz ks. Karol Glesmer - że trudno znaleźć w pamięci kogoś, kto z takim wzruszeniem wchodziłby do naszego kościoła, ze wspomnieniem, jak ważna była ta świątynia dla owych młodych dziewczyn, skazanych przedziwnymi wyrokami komunistycznej „władzy”. Choć kościoła nie widziały nawet, ale dzwony wołające na modlitwę, czy oznajmiające Zmartwychwstanie Pańskie były dla nich „za murami” iskierką nadziei na wolny świat.
Wielkim pragnieniem żyjących było, abyśmy w naszym kościele modlili się w intencji ich i ich już nieżyjących koleżanek. W atmosferze zasłuchania i skupienia o godz. 8:00, 17 września 2023 roku (to pamiętna data rocznicy sowieckiej inwazji na Polskę) zgromadziliśmy się zasłuchując w świadectwo „Małolatek”, które publikujemy poniżej.
Aby nie odeszły w mrok
Fordońskie refleksje
Mamy już za sobą, podniosłe uroczystości związane z odsłonięciem pamiątkowej tablicy na murze więzienia w Fordonie, ku czci polskich patriotek, dziewcząt i kobiet więzionych tam w okresie stalinowskim w latach 1945-1956, mamy już za sobą tak że opublikowanie kilku artykułów wspomnieniowych na ten temat na łamach życzliwej nam „Gazety Pomorskiej w ramach cyklu „Aby nie odeszły w mrok”, ale jeszcze tak dużo pozostało do powiedzenia. Uważam; że naszym obowiązkiem więźniarek Fordonu jest wspomnieć tych, którzy cierpieli razem z na mi – naszych najwierniejszych przyjaciół – naszych Kochanych Rodziców.
Większość z nich umarła, a Ci którzy pozostali nie mieli sił i zdrowia, żeby uczestniczyć w fordońskich uroczystościach. „Pamiętamy, że często nasi ojcowie i nasze matki przemierzały setki kilometrów, aby po trudach podróży, i po długim oczekiwaniu, często w dni mroźne lub słotne pod więzienną bramą, wejść i porozmawiać przez chwilę z córką.
Bardzo przeżywałyśmy te widzenia. Każda z nas starała się usilnie, aby w oczach najbliższych wypaść możliwie jak najlepiej, jak najzdrowiej i jak najpogodniej. A kiedy nadszedł upragniony moment spotkania, ubrane w odprasowany własnym ciałem więzienny uniform, obute, w wyświecone, olbrzymie drewniaki, zwane w gwarze więziennej „dybami” łub ,„piorunami”, szłyśmy na widzenie ze ściśniętym gardłem i zaciśniętymi nerwowo rękami. Najważniejsze było, aby po zobaczeniu bliskich nie rozpłakać się i nie dać poznać, że jest nam tak bardzo smutno i źle.
To straszne w wieku 17-18 lat, po długim niewidzeniu, zobaczyć ukochaną matkę i nie móc przytulić się do niej, wypłakać swój ból, ukoić swoje łzy i szczerze pogawędzić o wszystkich, życiowych problemach. Stawałyśmy zatem przed kratą z jednej strony, a nasze biedne mamy za podobną kratą, oddaloną o metr, z drugiej strony. Uśmiechałyśmy się do siebie sztucznym, bo wymuszonym uśmiechem, mówiłyśmy o dobrym zdrowiu i samopoczuciu i tylko dyskretnie, przelotnie na krótko spotykałyśmy się wzrokiem. Na krótko, gdyż oczy nie znają kłamstwa, a cisnące się uparcie, mimo silnej woli, łzy mogły w łatwy sposób zamienić tę krótką, dobrze graną nieomal sielankę, w rozpacz i szloch po obu stronach. Może to i szczęście, że widzenia były rzadka i trwały bardzo krótko. Nas odprowadzano do celi, a nasi najbliżsi spieszyli na dworzec, aby odjeżdżać w różne strony kraju: do Rzeszowa, Łodzi, Warszawy, Olsztyna, Zielonej Góry, Ostrowi Mazowieckiej itd.
Z opowiadań mojej mamy wiem, że między naszymi rodzicami zawiązywały się często serdeczne więzi, że także, i to pragnęłabym specjalnie mocno podkreślić, wiele serca okazywali czekającym na widzenie mieszkańcy Fordonu. „To dobrzy, szlachetni ludzie — mówiła mama. „Czasem po prostu podchodzili i pocieszali nas, często kiedy zmarznięci wchodziliśmy do sklepów, aby się ogrzać, uśmiechali się serdecznie do nas i to nie tylko ekspedientki; ale i kupujący”.
Artykuły w cyklu „Aby nie odeszły w mrok” mają na celu ocalić nie tylko od zapomnienia pamięć więźniarek fordońskich, ale również, co jest nie mniej ważne, ocalić także pamięć tych osób z więziennego personelu, które wbrew instrukcjom i zaleceniom. przełożonych, zamiast nienawiści i lekceważenia okazywały nam dobroć i życzliwość.
Jedna z nich, więzienna strażniczka, sierżant LEOKADIA JANICKA z Armii Krajowej, za pomoc więźniarkom zastała zdegradowana. Fakt ten przypomina Maria Turlejska na kartach książki „Te pokolenia żałobami czarne...”. Więźniarka Ola Światowiec opowiadała mi, że w swojej tułaczce po celach więziennych trwającej pięć lat, spotkała szlachetną pracowniczkę służby więziennej, zatrudnianą przy cenzurowaniu listów, o imieniu Wiesława. Z nią właśnie wiąże się piękne i wzruszające wspomnienie. Otóż pewnego dnia los zetknął Olę z chorującą więźniarką, która bardzo cierpiała w związku z rozłąką w czasie aresztowania z dwójką małych dzieci. Los ich dla niej był nieznany. I wtedy Ola zdobyła się krótką, szczerą rozmowę z Wiesią. Nie zawiodła się na niej. Wiesia dopomogła w ustaleniu adresu domu dziecka, do którego dzieci po aresztowaniu matki zostały skierowane. Adres ten trafił do Oli matki. Ta nie szczędząc czasu i wysiłku przywozi maleństwa na widzenie do matki, do Fordonu. Szlachetna pracownica więzienia, pani Wiesia, dyskretnie podrzuca czekoladę, aby matka miała czym gościć swoje pociechy.
Mimo upływu lat takie postawy nie mogą ulec zapomnieniu, gdyż właśnie tam, za potężnymi murami więzienia w Fordonie, okruchy ludzkiej serdeczności były bardzo ważne bo chroniły od depresji duchowej.
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa do poruszenia. Uroczystości w Fordonie rozpoczęły się Mszą Świętą w kościele znajdującym tak samo jak więzienie w rynku. Świątynia ta wspierała nasze rodziny oczekujące na widzenie, a także przyjmowała modlitwy dziękczynne od opuszczających więzienie. Bo właśnie wiara w moc Boga i wiara w miłość i życzliwość najbliższych pozwalały nam przetrwać i nie załamywać się nawet w najtrudniejszych chwilach naszej fordońskiej egzystencji.
MARIA KOWALSKA
Kcynia
Zmarłym wypraszamy wieczną szczęśliwość u Pana, dla żyjących prosimy o wszelkie potrzebne łaski.
proboszcz